Choć na dworze pogoda marna i niskie ciśnienie, sprawiające, że nie tryskam energią. Postanowiłam zasiąść do maszyny.
Lubię szyć :).
Ale to chyba nie dziwne, gdy pochodzi się z rodziny, w której babcia, mama i cioteczki od strony mamy są z zawodu i zamiłowania krawcowymi.
Można powiedzieć, że wychowałam się między igłą, a nitką i z turkotem maszyny w tle.
Tak, tak ! Dobrze pamiętam, jak mama siedziała po nocach i z niesamowitym uporem wykrawała, a potem zszywała kawałki materiałów. Rano otwierałam oczy, a na wieszaku wisiała już nowa sukienka, spódniczka czy płaszczyk. Oczywiście do każdej kreacji miałam do kompletu kokardy na kucyki lub torebeczkę :D. Mama to strasznie zdolna Bestia :P.
W ja prawdzie nie posiadam teoretycznych podstaw kunsztu krawieckiego, ale co nieco też potrafię samodzielnie uszyć. Może nie jest to szczyt krawieckich możliwości, ale najważniejsze, że czerpię z tego mnóstwo przyjemności.
W związku z wiosennymi porządkami i reorganizacją w szafie postanowiłam uszyć worek na bieliznę.
I jakoś tak mi się dobrze szyło, że zamiast jednego, troje woreczków się urodziło...
największy - na bieliznę lub kosmetyki w tubkach;
średniaczek - na mniejszą bieliznę ;) lub kosmetyki
najmniejszy - na biżuterię lub inne drobiazgi;
a oto rodzinka cała ...
woreczki wykonane są z dobrego jakościowo płótna i posiadają podszewkę;
są estetyczne, a co najważniejsze praktyczne;
do nabycia na Pchlim Targu2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz